Kryteria i granice podziałów w badaniach nad inteligencją polską XIX i początków XX wieku

dr hab., prof. UW Andrzej Szwarc
Instytut Historyczny UW

 

Historia badań nad inteligencją jest dobrym przykładem kłopotów z określeniem a przede wszystkim zastosowaniem w praktyce pojęcia „struktura społeczna”. Stanowi też interesujące doświadczenie zmian poglądów i postaw historyków społeczeństwa polskiego XIX wieku, związanych z pojawianiem się nowych koncepcji i teorii socjologicznych, a także rozwojem odnośnych studiów szczegółowych, które niekiedy są w stanie postawić pod znakiem zapytania przyjmowane wcześniej jako pewnik założenia oraz niekwestionowane zrazu uogólnienia, biorące się z lektury źródeł narracyjnych, zwłaszcza tych zawierających wczesne refleksje nad inteligencją.

Nie ulega wątpliwości, że nowoczesne nad nią badania rozpoczęły się w końcu lat pięćdziesiątych XX wieku w kręgu Witolda Kuli. W swych „Problemach i metodach historii gospodarczej” , które ukazały się w 1963 roku, ten znakomity uczony umieścił obszerny rozdział zatytułowany „Historyczne badania struktur społecznych”. Zawarł w nim krytykę posługiwania się bez zastrzeżeń terminologią źródłową, opowiadając się zdecydowanie za pojęciami inspirowanymi marksistowską teorią społeczeństwa z jej prymatem kryteriów ekonomicznych i podziałów klasowych. Wyraźnie jednak dystansował się od uproszczonego, zwulgaryzowanego modelu, sięgając przy tym po wsparcie marksistów bardziej wyrafinowanych i uznawanych za nieortodoksyjnych, jak np. Nikołaja Bucharina z jego typologią klas, uwzględniającą „Klasy zasadnicze”, „Klasy pośrednie”, „Klasy przejściowe”, „Mieszane typy klasowe” itd.1 . Skądinąd marksistowscy teoretycy społeczeństwa inteligencję określali najchętniej jako „warstwę”, nie zaś „klasę”, a zwolennicy „materializmu historycznego” od dawna mieli z nią wiele kłopotów. W inspirowanej marksizmem lewicowej publicystyce polskiej schyłku XIX wieku widać swoiste rozdwojenie jaźni. Z jednej strony dostrzega się „inteligentny proletariat” – najemnych pracowników umysłowych wykorzystywanych przez pracodawców, niekiedy głodujących, zagrożonych bezrobociem czy wręcz bezrobotnych, słowem ludzi dzielących niedole klasy robotniczej i stanowiących grupę jej naturalnych sojuszników na drodze do rewolucyjnego przekształcenia świata. Z drugiej strony w wypowiedziach np. Ludwika Krzywickiego, Bronisława Białobłockiego czy Aleksandra Dębskiego napotkać można demaskatorskie filipiki na temat tych przedstawicieli inteligenckiej elity, zwykle adwokatów, lekarzy i - używając dzisiejszego języka - menadżerów przemysłu, handlu i bankowości „których pochodzenie, styl życia a często i poglądy upodobniają do klas uprzywilejowanych”2. Część inteligencji przebywałaby zatem w świecie proletariatu, część zaś w kręgu burżuazji.

Rozwój badań nad inteligencją polską XIX i XX wieku, którego głównym ośrodkiem, inspirującym też wielu historyków spoza Warszawy, była w latach 60-tych i 70-tych XX wieku Pracownia Badań Struktur Społecznych w Instytucie Historii PAN podzielona później na kilka jednostek o węższych zakresach zainteresowań, upływał pod znakiem przezwyciężania marksistowskich schematów. Dystansowano się także, o czym rzadko się już dziś pamięta, od łatwych generalizacji formułowanych przez niektórych, nielicznych co prawda socjologów, którzy potrafili wypowiadać uogólniające sady na temat inteligencji na podstawie pobieżnej analizy zawartości niedokończonych słowników biograficznych czy kilku, najwyżej kilkunastu dziewiętnastowiecznych pamiętników3. Teraz odnośne studia miały być prowadzone przede wszystkim na podstawie bardzo pracochłonnych w eksploatacji źródeł masowych – w przypadku tzw. inteligencji zawodowej głównie akt personalnych – i przy zastosowaniu mniej więcej jednolitego kwestionariusza pytań, obejmującego liczebność grupy w danym miejscu i czasie, pochodzenie społeczne jej członków, ich wykształcenie, warunki pracy i zarobki, później zaś cechy niemierzalne lub trudno mierzalne, jak poczucie zbiorowej tożsamości (w ówczesnym języku - świadomości), pozazawodowe zaangażowania, poglądy i postawy społeczne i polityczne itd. Mimo częstego rozprawiania o trudnościach definicyjnych4 przyjmowano roboczo, że jest to grupa osób wykształconych i utrzymujących się z pracy umysłowej. Odrzucano funkcjonująca równolegle w XIX wieku koncepcję inteligencji jako elity (zbliżoną do powstałego na zachodzie Europy w początkach XX w. pojęcia „intelektualiści”, ale różniącą się jednak od niego). Przyjmowano natomiast pogląd, że była to grupa specyficzna dla społeczeństw Europy środkowej i wschodniej, tworząca się w warunkach opóźnionego rozwoju społecznego i bardzo powolnego obumierania struktur feudalnych, że aspirowała do zastąpienia pod pewnymi względami szlachty i przewodzenia swym narodom w dążeniach do modernizacji, a bardzo często i do politycznego wyzwolenia. Ostrożnie akceptowano publicystyczne rozważania o inteligenckim etosie jako czynniku spajającym zbiorowość pracowników umysłowych, choć niekoniecznie wszystkich. Głównie chodziło jednak o możliwą ścisłość wyników żmudnych obliczeń, zmierzających m.in. do ustalenia, jaki odsetek inteligentów stanowili urzędnicy a jaki nauczyciele, ilu było wśród pierwszych czy drugich osób z wyższym, a ile ze średnim wykształceniem, jak wielu prawników wywodziło się ze szlachty itp. Realizacja tego planu była w mniejszym lub większym stopniu możliwa odnośnie zbiorowości pracowników państwowych, która posiadała dość szczegółową dokumentację w aktach personalnych, nie zawsze skądinąd zachowaną w komplecie. Lepiej też wyglądała sytuacja w okresie, w którym rozwinęły się już wszelkiego rodzaju służby statystyczne, np. w czasach II Rzeczypospolitej. Gorzej z kolei przedstawiała się sprawa z urzędnikami oraz innymi fachowcami zatrudnianymi prywatnie, bowiem akt personalnych wykształconych rządców dóbr ziemskich, kasjerów bankowych czy inżynierów fabrycznych właściwie nie było. Fragmenty rozpraw i artykułów o inteligencji, które ich dotyczyły, siłą rzeczy były krótsze, mniej wyczerpujące i zawierały więcej subiektywnych informacji oraz ocen zaczerpniętych ze źródeł narracyjnych, w związku z czym koncentrowały się raczej na życiu codziennym tych grup i ich najwybitniejszych przedstawicieli.

Jako jedna z pierwszych książek odnoszących się do naszego tematu powstała praca Janusza Żarnowskiego, Struktura społeczna inteligencji w Polsce w latach 1918-1939 (Warszawa 1964), której tu nie będziemy omawiać ze względu na jej zakres chronologiczny. Powszechnie cenionym przez dziewiętnastowieczników wzorcem tego typu studiów stała się natomiast wydana w 1973 roku książka Ryszardy Czepulis-Rastenis o „klassie umysłowej” czyli inteligencji Królestwa Polskiego w latach 1832-1862. Miała ona wielu naśladowców; m.in. Witold Molik i Józef Borzyszkowski pisali nieco później o inteligencji Wielkiego Księstwa Poznańskiego oraz Prus Zachodnich, Lesław Sadowski o Białostocczyźnie i Łomżyńskiem, niżej podpisany o Kaliskiem po powstaniu styczniowym, Irena Homola-Dzikowska o Krakowie w dobie autonomii itd.5. Wiele wartościowych, źródłowych, niekiedy obszernych studiów i szkiców ukazało się w kolejnych dziewięciu tomach serii „Społeczeństwo polskie XIX i XX wieku” w okresie 1965 -1991 oraz w sześciu tomach studiów z dziejów inteligencji redagowanych przez Ryszardę Czepulis, które wyszły w latach 1978-1991. Zasygnalizowałem tu tylko część dorobku badaczy dziejów inteligencji polskiej XIX i XX wieku, dorobku wartościowego, ocenianego na ogół pozytywnie przez krytykę naukową, funkcjonującego stale w dydaktyce uniwersyteckiej i uwzględnianego przez następne pokolenie badaczy.

A jednak gdy zastanowić się bliżej nad przyjmowanymi w tych publikacjach - choć nie bez zastrzeżeń - granicami „warstwy inteligenckiej” i jej wewnętrznymi podziałami, odczuwa się coraz więcej wątpliwości. Towarzyszą im refleksje natury ogólniejszej, trapiące nie od dziś metodologów nauk humanistycznych – mianowicie w jakim stopniu badacz sam kreuje czy konstruuje przedmiot swych badań i na ile może to robić. . Stały się one, jak wiadomo, inspiracją radykalnej postmodernistycznej krytyki tradycyjnej humanistyki, która zaprowadziła wielu krytyków na manowce pesymizmu czy wręcz nihilizmu poznawczego6. Trudno przyznać rację niektórym intelektualistom o zgoła ekstremalnych poglądach, ale zawsze warto poddać w wątpliwość dawniejsze pewniki czy tylko wytyczne badawcze.

Po dłuższym namyśle, wspartym analizą materiału źródłowego, nietrudno jest bowiem zakwestionować a przynajmniej opatrzyć licznymi znakami zapytania pozornie oczywiste założenia. Jak w odniesieniu do polskiej i nie tylko polskiej –inteligencji dziewiętnastowiecznej potraktować np. zasadnicze elementy definicji: wykształcenie i wykonywanie pracy umysłowej? Poziom pierwszego z nich był przecież bardzo płynny i zmieniał się w czasie i przestrzeni. W biurach i szkołach Księstwa Warszawskiego czy Królestwa Polskiego widzimy często ludzi bez formalnego szkolnego cenzusu, poprzestających na lepszym lub gorszym wykształceniu domowym, nie mających za sobą w większości przypadków studiów uniwersyteckich albo nie kończących nauki uniwersyteckiej. Są i tacy – niekiedy na wysokich stanowiskach, reprezentujący wysoki poziom intelektualny – którzy nie mają za sobą nawet szkoły średniej. W następnych dziesięcioleciach sytuacja zaczyna się zmieniać, m.in. wskutek aktywności legislacyjnej państwa, które stawia coraz większe wymagania zatrudnianym przez siebie pracownikom umysłowym. Pierwsi muszą legitymować się odnośnymi dyplomami lekarze, później prawnicy, ale np. nauczyciele szkół średnich – dopiero po powstaniu styczniowym, a i to nie bez wyjątków. Także sytuacja polityczna zwiększa w jakimś stopniu liczbę tych, którzy nie mają formalnego cenzusu, a jednak podejmują, niekiedy z niemałym powodzeniem, inteligenckie kariery. Bankrutujący, jako-tako wykształceni ziemianie, byli powstańcy, więźniowie i zesłańcy uzupełniający we własnym zakresie luki w wykształceniu – rozmiary tej grupy niełatwo jest ocenić, a są przecież wśród nich jednostki wybitne. Najwyraźniej jest to widoczne w przypadku tzw. inteligencji twórczej – dwaj najwybitniejsi chyba polscy prozaicy, debiutujący pod koniec XIX wieku – Stefan Żeromski i Władysław Stanisław Reymont nie mieli przecież matury!. Ukończenie szkoły średniej chyba dopiero w Drugiej Rzeczypospolitej stało się niekwestionowaną przepustką do inteligencji; później ta umowna poprzeczka powędrowała jeszcze wyżej; po chwilowym obniżeniu wskutek hekatomby II wojny światowej i świadomego kreowania niedouczonej zrazu „ludowej inteligencji pracującej”. Dopiero gdzieś od lat 60-tych XIX wieku dopiero wyższe wykształcenie zaczęło umożliwiać inteligencką karierę zawodową.

Drugie kryterium – wykonywanej pracy umysłowej – wydaje się z pozoru mniej relatywne. Jeśli tylko przezwyciężyć wątpliwości odnoszące się do osób wykonujących czynności, które wymagają najniższych kwalifikacji – w realiach dziewiętnastowiecznych są to np. kanceliści przepisujący na czysto urzędowe teksty lub urzędnicy pocztowi wykonujący najprostsze usługi – sprawa staje się jasna. Ryszarda Czepulis przyjęła w związku z tym, że do inteligencji Królestwa Polskiego należy zaliczyć pracowników administracji państwowej i pokrewnych poczynając od XII stopnia hierarchii służbowej. W ten sposób wykluczono woźnych, portierów oraz najniższych kancelistów Jak zwykle jednak diabeł pogrzebany jest w szczegółach. Już sama autorka stwierdziła, że w ten sposób z pola widzenia umykają np. praktykanci i w ogóle młodzi urzędnicy o niemałych kwalifikacjach nieraz po studiach rozpoczynający dopiero karierę7. Nie wiem, czy dwudziestoletni Juliusz Słowacki, który po ukończeniu Uniwersytetu Wileńskiego w 1829 r. rozpoczął pracę w Warszawie jako aplikant Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu zostałby tu uwzględniony.

Kryterium wykonywanej dla zarobku pracy umysłowej rodzi jeszcze inne, może poważniejsze wątpliwości. Oto dla przykładu najwyżsi urzędnicy czasów Księstwa Warszawskiego i Królestwa Polskiego byli, jak wiadomo, w ogromnej większości przypadków właścicielami ziemskimi i szczycili się przynależnością do szlachty lub nawet arystokracji. W wielu przypadkach może chodzić o osoby biorące czynny udział w życiu umysłowym. Fryderyk Skarbek, który w latach dwudziestych był profesorem ekonomii na Uniwersytecie Warszawskim i pobierał z tego tytułu pensję, korzystał równocześnie z dochodów płynących ze swych podwarszawskich majątków ziemskich z Żelazową Wolą na czele. A Aleksander Wielopolski jako naczelnik Rządu Cywilnego w latach 1862-1863? Formalnie był najwyższym urzędnikiem w państwie. Pensję również pobierał, i to niemałą. Ale dziedzica ordynacji myszkowskiej do inteligencji zawodowej jednak raczej nie zaliczymy. Podobnie jak Alfreda Potockiego, ordynata łańcuckiego a zarazem w latach 1875-1877 namiestnika Galicji, o którym powiadano, że pod koniec roku, gdy woźny przynosił mu należne wynagrodzenie – czyli pokaźny trzos złotych monet – przechadzał się po podległych sobie biurach lwowskiego Namiestnictwa i wypłacał zasłużonym urzędnikom „po uważaniu” prywatne gratyfikacje, demonstrując równocześnie, że wielki polski pan zwyczajem swych przodków nie czerpie bezpośrednich korzyści majątkowych ze służby publicznej.

Nietypowych z dzisiejszego punktu widzenie przypadków było zresztą więcej. Zdarzało się , że potomek ziemiańskiej rodziny stracił majątek i musiał ratować się przyjmując jakąś posadę. Niekiedy koło fortuny odwracało się wskutek korzystnego ożenku `czy spadku po zamożnym wuju i uszczęśliwiony delikwent rzucał biuro. Zwolennik rygorystycznego traktowania zasad, na podstawie których określano granice warstwy inteligenckiej, mógłby zatem tę samą osobę raz uznawać za inteligenta, a raz nie.

Formalistyczne traktowanie kryteriów wykształcenia i utrzymywania się z pracy umysłowej (czy choćby jej systematycznego wykonywania) prowadziło w dotychczasowej historiografii do jeszcze innych budzących sprzeciw wykluczeń. Oto z pola widzenia znikali – przynajmniej jeśli chodzi o zestawienia statystyczne odnoszące się do różnych cech grupy oraz komentarze do nich – wszyscy emeryci. Nie było też, jak wiadomo, miejsca dla wykształconych kobiet, w tym żon inteligentów i ziemian prowadzących salony literacko-artystyczne, piszących, malujących, wspierających na różne sposoby czasopisma czy organizacje kulturalne bądź` oświatowe. Uczestniczyły one wraz z mężczyznami w życiu umysłowym, ale w ogromnej większości przypadków nie miały przecież etatów!. Rejestrowano więc co prawda Klementynę z Tańskich Hoffmanową, przez pewien czas inspektorkę szkół żeńskich na rządowej posadzie w resorcie oświaty Królestwa Polskiego, czy Narcyzę Żmichowską – zawodową nauczycielkę prywatną i nieomal zawodową pisarkę i publicystkę. Nie było już jednak miejsca wśród polskiej inteligencji dla ich wychowanek i przyjaciółek, choćby wykształconych, aktywnych i twórczych, ale nie utrzymujących się z pracy umysłowej. Dostrzegała to i Ryszarda Czepulis, choć nawet w swym późnym studium pisanym już w okresie rozwoju nowoczesnych badań nad dziejami kobiet, prezentowała „pierwsze pokolenie literatek polskich” pod kątem poszerzenia pola ich zawodowego zaangażowania8.

Poważne problemy wiążą się także z kwalifikacją do polskiej inteligencji poszczególnych grup społeczno-zawodowych i z jej regionalną specyfiką, związaną zwykle z polityką władz zaborczych. Istotne różnice między poszczególnymi badaczami widać w kwestii przynależności duchowieństwa katolickiego . Przywoływana już parokrotnie Ryszarda Czepulis nie objęła go swymi badaniami, stwierdzając lakonicznie, że była to zbiorowość „na tyle odrębna i zamknięta, że wymagałaby oddzielnego opracowania”9. To pomijanie kleru – w końcu licznej grupy osób wykształconych, trudniących się specyficzną, co prawda, pracą umysłową, których część uczestniczyła w życiu intelektualnym – stało się w zasadzie regułą, przynajmniej dla badaczy inteligencji w zaborze rosyjskim. Zaciążył tu, jak sądzę, autorytet autorki „Klassy umysłowej”. Nawet w najnowszym opracowaniu dziejów inteligencji polskiej Maciej Janowski, autor tomu obejmującego lata 1750-1831, dość pobieżnie charakteryzuje fenomen zakonników i księży świeckich, eksjezuitów,i pijarów, słowem Kołłątajów, Stasziców, Naruszewiczów i Piramowiczów i nie podejmuje ich pogłębionej charakterystyki jako osobnego inteligenckiego środowiska10 – a przecież dzieło o którym mowa wchodzi w skład najnowszych „Dziejów inteligencji polskiej do roku 1918” pod redakcją Jerzego Jedlickiego i w swych założeniach skupia uwagę na kręgach zawodowych oraz towarzyskich, w których funkcjonują pracownicy umysłowi11.

Inaczej traktują te kwestie badacze inteligencji prowincjonalnej Królestwa Polskiego12 a przede wszystkim autorzy opracowań poświęconych zaborowi pruskiemu. Ci ostatni zwracają uwagę na specyfikę ziem pod panowaniem niemieckim, zwłaszcza w drugiej połowie XIX wieku, kiedy inteligencji na rządowych etatach właściwie tam nie było, a i przedstawiciele tzw. wolnych zawodów byli bardzo nieliczni. . Polskie „warstwy oświecone” (zapamiętajmy to określenie) tworzyli wówczas przede wszystkim ziemianie i księża – i oni też przewodzili tamtejszej zagrożonej germanizacją wspólnocie narodowej, uczestnicząc na ogół czynnie w różnych inicjatywach społecznych i politycznych. Nic więc dziwnego, że historycy tacy jak Witold Molik i Józef Borzyszkowski wzięli to pod uwagę. W pracy pierwszego z nich, poświęconej inteligencji Wielkiego Księstwa Poznańskiego w latach 1841-1870, czytamy: „W sumie zebrano informacje dla 834 pracowników umysłowych, w tym 440 księży, 100 lekarzy, 87 nauczycieli szkól średnich, 35 prawników, 31 ludzi pióra, 29 malarzy i muzyków, 10 zarządców dóbr i 102 nauczycieli szkół ludowych”13. Autor nie twierdzi co prawda, ze takie dokładnie były wewnętrzne proporcje między grupami składającymi się na poznańską inteligencję, ale siłą rzeczy duchownym stanowiącym w jego próbce 52,8%, poświęca sporo uwagi.

Jeszcze wyraźniejsza jest przewaga duchowieństwa w książce Józefa Borzyszkowskiego o inteligencji polskiej w Prusach Zachodnich od Wiosny Ludów do przyłączenia tej krainy do odrodzonej Polski. W jego kartotece biograficznej, będącej podstawą dalszych rozważań, znalazło się bowiem aż 961 księży – właściwie wszyscy duszpasterze – Polacy czynni w tym okresie. Stanowią oni aż 73,6% składu owej kartoteki, chociaż autor wyraźnie stwierdza, że w rzeczywistości proporcje były inne, tyle że odnośnie duchownych zachowała się właściwie pełna dokumentacja źródłowa14. Broni jednak tezy o ich znaczącej roli wśród polskich inteligentów.

Kontrowersje budzi też kwestia zaliczania bądź nie zaliczania do inteligencji nauczycieli szkół podstawowych czyli tzw. elementarnych, w Galicji zwanych też ludowymi. Pisałem o tym przed laty ,stwierdzając z aprobatą, że biorą ich pod uwagę autorzy studiów o stosunkach wielkopolskich czy galicyjskich, pomijają zaś konsekwentnie historycy społeczeństwa Królestwa Polskiego – znów z Ryszardą Czepulis na czele. Uzasadniane to było dość przekonująco. W zaborze rosyjskim, zwłaszcza po powstaniu styczniowym, grupa ta odznaczała się niskim poziomem wykształcenia i miała też niską pozycję społeczną. Choć w prasie epoki pozytywizmu odzywały się głosy nawołujące do aktywizacji nauczycieli wiejskich, wzywające ich do samokształcenia itd., pod koniec XIX wieku większość z nich miała za sobą tylko krótką naukę w zrusyfikowanych, stojących na fatalnym poziomie seminariach. Wielu z nich, przeważnie chłopskiego pochodzenia, wykonywało też posłusznie zarządzenia carskich władz i z polskimi środowiskami inteligenckimi nawet w ich prowincjonalnym wydaniu nie miało wiele wspólnego15 . Pod pruskim natomiast panowaniem i w autonomicznej Galicji poziom seminariów nauczycielskich - a co za tym idzie ich wychowanków - był wyraźnie wyższy a więzi łączące ich z innymi polskimi pracownikami umysłowymi miały być ściślejsze. Tak więc wspomniany już Witold Molik oraz zajmująca się inteligencją krakowska Irena Homola16 wzięli ich w swoich studiach pod uwagę. Skądinąd Molik w swej nowej monografii inteligencji wielkopolskiej, poszerzonej m.in. pod względem chronologicznym o lata od zjednoczenia Niemiec do I wojny światowej, zmienił swe wcześniejsze stanowisko – i teraz wśród poznańskich pracowników umysłowych zasługujących na miano inteligencji nauczycieli wiejskich już nie ma!

Jak widać zależnie od okoliczności miejsca i czasu, od polityki oświatowej władz zaborczych na danym terenie i możliwości uzyskiwania przez Polaków pracy umysłowej mamy do czynienia z bardzo różnymi zbiorowościami. Zauważano już wielokrotnie, że grupy polskich pracowników umysłowych około 1900 roku w Warszawie, Krakowie i Poznaniu bardzo się od siebie różniły pod względem liczebności, wykształcenia, warunków pracy a przede wszystkim struktury zawodowej. Można by właściwie powiedzieć, że były to trzy różne inteligencje, które więcej dzieliło niż łączyło – z wyjątkiem decydujących o poczuciu wspólnoty więzi językowo-kulturowych. W ten sposób bez większego trudu można zakwestionować wszelkie dążenia do formułowania i narzucania jednolitych definicji. Jeśli uznamy, że czym innym była inteligencja królewiacka, wielkopolska i galicyjska, damy też większą swobodę badaczom w roboczym i nie tylko roboczym konstruowaniu tych grup dla potrzeb konkretnych studiów, z uwzględnieniem istniejących i możliwych do wykorzystania źródeł. Co prawda przekonany zwolennik postmodernizmu w naukach humanistycznych (na szczęście jest ich coraz mniej) może w tej sytuacji powiedzieć, że są to inteligencje Ryszardy Czepulis, Ireny Homoli i Witolda Molika (w tym ostatnim przypadku w wersji Anno Domini 1979 i 2007). A może uciekając z pułapki subiektywnego konstruowania badanej grupy uznać po prostu, że inteligentem jest ten, kto się za takiego uważa i kto jest za takiego uważany przez swoje otoczenie? Tylko jak to ustalić?

W związku ze wskazanymi tu oraz innymi jeszcze wątpliwościami Jerzy Jedlicki pisał w cytowanej już przemowie do trzytomowych, bardzo dobrze przyjętych przez krytykę naukową „Dziejów inteligencji polskiej”: „Taki już los historyka społecznego, że skazany jest na używania pojęć nieszczelnych”17. Na innym zaś miejscu dodawał, konstatując, że klasyczna definicja inteligencji jest nieprecyzyjna i niezadowalająca: „Jeśli jednak wdamy się w dyskusję o tym, co znaczy „pracować zawodowo”, co to jest „praca umysłowa”, co to jest „dochód z pracy” i jaką szkołę należało ukończyć albo i nie ukończyć, aby zostać (wtedy czy dzisiaj przez nas?) zaliczonym do inteligencji, to uwikłamy się, jak zwykle, w niekończące się kazuistyczne spory prowadzące przeważnie do błędnego koła pozornych definicji. Z przyczyn już wyłuszczonych unikaliśmy takich jałowych rozważań”…Z tymi stwierdzeniami wypada się zgodzić tylko częściowo. Owe „jałowe rozważania” mogą być całkiem interesujące jako problem historiograficzny (o czym starałem się dziś przekonać słuchaczy, choć nie wiem, w jakim stopniu mi się to udało). Warto obserwować, jak historycy społeczeństwa wyznaczają swoje pola badawcze i jak konstruują grupy, które następnie poddają analizie. Warto wiedzieć, jakich przy tym używają argumentów – zarówno źródłowych jak i pozaźródłowych. Warto też o tym pisać, choćby dla potrzeb studentów i młodych adeptów historii społecznej, którzy mogą oczywiście samodzielnie dojść do wniosków podobnych do moich, ale przedtem muszą bardzo skrupulatnie przeczytać i porównać ze sobą co najmniej kilkanaście studiów z dziejów polskiej inteligencji. Podobnym porównaniom można zresztą poddać monografie innych grup społecznych.

Na zakończenie jeszcze jedna na poły osobista refleksja. W tytule swej pracy doktorskiej z 1978 roku użyłem - choć w cudzysłowie - określenia „warstwy oświecone’ ( tytuł ten brzmiał in extenso : „Polskie „warstwy oświecone” w Kaliskiem i ich aktywność społeczno-kulturalna w latach 1863-1890)”. Terminem tym operowałem dość konsekwentnie i starałem się go uzasadnić w przedmowie, choć omawiając urzędników, nauczycieli, adwokatów czy lekarzy pisałem też o inteligencji w ogóle albo o inteligencji zawodowej. Zostało to naturalnie zaaprobowane przez promotora rozprawy Stefana Kieniewicza, no i przez Radę Wydziału, która często, jak wiadomo, skrupulatnie analizuje brzmienie tytułów prac doktorskich a nawet sugeruje ich modyfikacje. Termin „warstwy oświecone” jest oczywiście nieprecyzyjne i nieostry – ale czy w świetle powyższych rozważań nie można powiedzieć, że nieprecyzyjne i nieostre jest także pojęcie inteligencji? Określenie, o którym mowa, używane jest w źródłach , szczególnie tych z pierwszej połowy XIX wieku. Kryje się w nim jakaś trochę niedemokratyczna nuta (bo w opozycji znalazłyby się „warstwy nieoświecone”), ale nie tak wyraźna, jak w stosowanych do opisu społeczeństwa terminach „warstwy wyższe”, „średnie” i „niższe”, – których, przyznajmy, używa się często, zwłaszcza w ustnych wypowiedziach. Owa kategoria „warstw oświeconych” ma tę wielką zaletę, że mieści się w niej i wykształcone ziemiaństwa i znacznie mniej od niego liczna intelektualna elita mieszczańska, i emeryci i last but not least dysponujące jakąś wiedzą i oczytane kobiety, które nie wykonują - przynajmniej systematycznie i zawodowo - pracy umysłowej. Oczywiście w tle mamy tutaj, tak samo jak w przypadku inteligencji, kryterium wykształcenia, niekoniecznie sformalizowanego. Ważniejsze jeszcze i trudniejsze do zmierzenia jest kryterium uczestnictwa w życiu umysłowym, występowania w społecznych rolach „konsumentów i producentów kultury”. Obserwacja życia społecznego na ziemiach polskich w XIX wieku – i to we wszystkich trzech zaborach – wskazuje, ze właśnie z przedstawicielami tak szeroko zakrojonej zbiorowości mamy do czynienia i w stowarzyszeniach społeczno-kulturalnych, i w redakcjach gazet, salonach literacko-artystycznych i w wielu jeszcze innych podobnych sytuacjach. Na prowincji bez współdziałania przedstawicieli ziemiaństwa, inteligencji zawodowej sensu stricto oraz duchowieństwa trudno o powodzenie rozmaitych zbiorowych inicjatyw. Wydaje mi się także, iż nowocześni badacze inteligencji, ci właśnie, którzy rozluźnili gorset dawnych socjologicznych definicji i kryteriów, powinni mieć świadomość obecności i istotnej roli innych przedstawicieli „warstw oświeconych” w owych opisywanych przez siebie jako czysto inteligenckie środowiskach. Nie mam szczególnych nadziei na wejście w użycie tej staroświeckiej kategorii – jeśli byłoby to możliwe, pewnie stałoby się to już dawniej. Chętnie jednak wysłuchałbym poważnych argumentów przeciwko jej stosowaniu, bo jeszcze się z nimi nie spotkałem.

1 W. Kula, Problemy i metody historii gospodarczej, wyd. II, Warszawa 1983, s. 488-489.
2 M. Zahorska, Spór o inteligencję w polskiej myśli społecznej do I wojny światowej, [w:] Inteligencja polska pod zaborami. Studia, red. R. Czepulis-Rastenis, Warszawa 1978, s. 202; por. A. Szwarc, Obóz ugody a inteligencja w zaborze rosyjskim w latach 1864-1905, [w:] Inteligencja polska XIX i XX wieku. Studia t. VI, red. R. Czepulis-Rastenis, Warszawa 1991, s. 76-77.
3 Np. A. Zajączkowski, Z dziejów inteligencji polskiej. Studia historyczno-socjologiczne, Warszawa 1962; Z. Wójcik, Rozwój pojęcia inteligencji, Warszawa 1962.
4 Por. np. R. Czepulis-Rastenis, „Klassa umysłowa”. Inteligencja Królestwa Polskiego1832-1862, Warszawa 1973, s. 5 nn.
5 W. Molik, Kształtowanie się inteligencji polskiej w Wielkim Księstwie Poznańskim 1841-1870, Warszawa-Poznań 1979; J. Borzyszkowski, Inteligencja polska w Prusach Zachodnich, Gdańsk 1986; L. Sadowski, Polska inteligencja prowincjonalna i jej ideowe dylematy na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1988; A. Szwarc, Polskie „warstwy oświecone” w Kaliskiem i ich aktywność społeczno-kulturalna 1863-1890, [Warszawa 1978], maszynopis pracy doktorskiej w Bibliotece Instytutu Historycznego UW.
6 J. Żarnowski, Historia społeczna: nadzieje, rozczarowania, perspektywy, [w:] Metamorfozy społeczne. Badania nad dziejami społeczeństwa polskiego XIX i XX wieku, red, J. Żarnowski, Warszawa 1997, s. 22 nn.
7 R. Czeplis-Rastenis, op. cit., s. 69-70.
8 Por. R. Czepulis-Rastenis, Pierwsze pokolenie literatek polskich, [w:] Kobieta i edukacja na ziemiach polskich w XIX i XX wieku. Zbiór studiów pod red. A. Żarnowskiej i A. Szwarca, t. II, cz. 2, Warszawa 1995, s. 205-216.
9 Ibidem, s. 66.
10 M. Janowski, Narodziny inteligencji 1750-1831 (= Dzieje inteligencji polskiej do roku 1918 pod red. J. Jedlickiego, t. I), Warszawa 2008, s. 54-57
11 Ibidem, s. 19 (J. Jedlicki, Przedmowa): „Jesteśmy mianowicie przekonani, że właściwą formą istnienia inteligencji jest środowisko, tak jak sposobem bycia szlachty było sąsiedztwo i . Inteligencja wytwarza środowisko towarzyskie gdziekolwiek się znajdzie (…)
12 Por. np. A. Dobroński, Inteligencja łomżyńska, [w:] Idem, Łomża w latach 1866-1918, Łomża-Białystok 1993, s. 70-117.
13 W. Molik, Kształtowanie się inteligencji polskiej w Wielkim Księstwie Poznańskim (1841-1870), Warszawa-Poznań 1979, s. 17
14 J. Borzyszkowski, Inteligencja polska w Prusach Zachodnich 1848-1920, Gdańsk 1986, s. 11, 70-73.
15 Vide A. Szwarc, Wokół inteligencji polskiej XIX i XX stulecia, „Przegląd Historyczny” t. LXXIV, 1983, z. 1, s. 133-134.
16 Por. I. Homola, Nauczycielstwo krakowskie w okresie autonomii (1867-1914), [w:] Inteligencja polska XIX i XX wieku. Studia, pod red. R. Czepulis-Rastenis, Warszawa 1981, s. 83-130.
17 J. Jedlicki, Przedmowa, [w:] M. Janowski, Narodziny inteligencji…, s. 9.  

[ powrót do strony głównej ]